Jednym z polskich powodów do dumy powinien być kształt piwnej rewolucji. Setki browarów, tysiące piw - to robi duże wrażenie. Od jakiegoś czasu sam dla siebie wożę polskie piwo do Czech, co brzmi jak herezja i Czesi by mnie pewnie spalili na stosie gdyby nie to, że na stosie to raczej ich palą, a sami wolą się zadowalać zwykłym wyrzucaniem z okien.
To co w Polsce rozwija się żywiołowo, w Czechach póki co idzie opornie. Istnieją owszem browary rzemieślnicze. Jest ich nawet wystarczająco dużo, by móc uprawiać piwną turystykę po Czechach:
(mapa z: http://www.pivnici.cz/mapa-ceskych-pivovaru-a-minipivovaru)
Większość z tych browarów to jednak browary restauracyjne, które nie sprzedają piwa poza swoją restauracją, co osłabia całą rewolucję, bo też co to za rewolucja, której nie ma w sklepach i nie można z niej skorzystać... Prowadzi to do sytuacji, w których na pytanie o współpracę handlową właściciel browaru odpowiada, że on nie jest zainteresowany sprzedażą piwa - słyszałem to na własne uszy.
Ale ta rewolucja ma też inne oblicze, którego w Polsce zbytnio się nie uświadczy.
Jakiś czas temu Mirka pisała tu o tym, że wszyscy Czesi sportują. I w gruncie rzeczy to jest prawda i dotyczy ona również tych którzy piją piwo. Tu docieramy do tytułowych 57 kilometrów. O tym, że nie jest to dystans łatwy nie trzeba nikogo przekonywać. Ponieważ zaś Czesi ze sportu chcą mieć jak najwięcej przyjemności podzielili go na 4 części i urządzili piwną sztafetę od browaru do browaru.
Biegiem, żeby nie było wątpliwości - w odcinkach od 10 do 16 kilometrów:
Z okazji biegu jeden z browarów - ten końcowy - uwarzył nawet specjalną warkę w zasadzie niespotykanego piwa 8-stopniowego. Całość zaś, nie licząc picia piwa, skończyła się odsłonięciem tablicy pamiątkowej, a nie końcem świata - jak to miało miejsce we wzruszającym angielskim filmie o piwnym podróżowaniu:
Film polecam, podobnie jak piwo - szczególnie polskie i czeskie, bo wciąż wychodzą taniej niż angielskie ale.
To co w Polsce rozwija się żywiołowo, w Czechach póki co idzie opornie. Istnieją owszem browary rzemieślnicze. Jest ich nawet wystarczająco dużo, by móc uprawiać piwną turystykę po Czechach:
(mapa z: http://www.pivnici.cz/mapa-ceskych-pivovaru-a-minipivovaru)
Większość z tych browarów to jednak browary restauracyjne, które nie sprzedają piwa poza swoją restauracją, co osłabia całą rewolucję, bo też co to za rewolucja, której nie ma w sklepach i nie można z niej skorzystać... Prowadzi to do sytuacji, w których na pytanie o współpracę handlową właściciel browaru odpowiada, że on nie jest zainteresowany sprzedażą piwa - słyszałem to na własne uszy.
Ale ta rewolucja ma też inne oblicze, którego w Polsce zbytnio się nie uświadczy.
Jakiś czas temu Mirka pisała tu o tym, że wszyscy Czesi sportują. I w gruncie rzeczy to jest prawda i dotyczy ona również tych którzy piją piwo. Tu docieramy do tytułowych 57 kilometrów. O tym, że nie jest to dystans łatwy nie trzeba nikogo przekonywać. Ponieważ zaś Czesi ze sportu chcą mieć jak najwięcej przyjemności podzielili go na 4 części i urządzili piwną sztafetę od browaru do browaru.
Biegiem, żeby nie było wątpliwości - w odcinkach od 10 do 16 kilometrów:
Z okazji biegu jeden z browarów - ten końcowy - uwarzył nawet specjalną warkę w zasadzie niespotykanego piwa 8-stopniowego. Całość zaś, nie licząc picia piwa, skończyła się odsłonięciem tablicy pamiątkowej, a nie końcem świata - jak to miało miejsce we wzruszającym angielskim filmie o piwnym podróżowaniu:
Film polecam, podobnie jak piwo - szczególnie polskie i czeskie, bo wciąż wychodzą taniej niż angielskie ale.
Mamy fajne kraftowe piwa, ale czeskie tez sa super
OdpowiedzUsuń